- Tu się wychowałem i tu mieszkam od dziecka – mówi Józef Foltyn. - Tu grałem przez 5 lat w juniorach, a potem w pierwszej drużynie. Byłem co prawda stoperem, ale kilka bramek uderzeniami zza pola karnego udało mi się zdobyć, bo wykonywałem wolne, a przy rzutach rożnych celnie główkowałem. Jednak podczas stadiów w Gliwicach ta moja piłkarska droga trochę się „rozjechała”, aż wreszcie w wieku 27 lat zawiesiłem buty na kołku. Cały czas byłem jednak członkiem klubu, a od 1997 roku wszedłem do zarządu. Z tego piłkarskiego okresu najbardziej zostały w pamięci boje z sąsiadami czyli z drużynami z: Kończyc Małych, Pogwizdowa, Hażlacha oraz z LKS-em Rudnik. To nasz najbliższy rywal, z którym zresztą w 1968 roku, gdy oni się nazywali Zorza, połączyliśmy się w jeden klub i graliśmy jako Błyskawica Kończyce Wielkie-Rudnik. Kiedyś to był przysiółek Kończyc Wielkich, a teraz jest to już sołectwo. Nic więc dziwnego, że po rozłączeniu nasze mecze to takie lokalne „święte wojny”. Pół żartem, pół serio mówimy, że przed meczem z nami na Rudniku kołocze pieką, żeby zmobilizować zawodników i w minionym sezonie u nas wygrali 6:5, ale u siebie przegrali 0:4 i muszę dodać, że raczej rzadko mają okazję świętować.
W Kończycach Wielkich okazji do świętowania jest więcej, ale i tak najwięcej jest szarej codziennej pracy.
- Najwięcej tej papierowej, bo otrzymaliśmy status Organizacji Pożytku Publicznego, a później zmienialiśmy adres więc trzeba było znowu zmieniać statut, do którego wprowadzaliśmy również zapis o sztandarze i porządkowaliśmy sprawy majątkowe – wylicza Józef Foltyn.
Więcej TUTAJ.